Nieszczęśliwy mezalians, czyli zegar astronomiczny w Bazylice Mariackiej
Burmistrz Królewskiego Miasta Gdańska marszczył w zatroskaniu czoło. Jego piękna córka coraz częściej wymykała się z domu, a gdy po wielu godzinach wracała, na pytania odpowiadała tylko: - Byłam w kościele. Czy to coś złego? Po mieście krążyły plotki. Podobno dziewczyna rzeczywiście chodziła do kościoła Mariackiego, ale bynajmniej nie po to, żeby się modlić, tylko żeby spotykać się z mistrzem Hansem, który budował tam zegar, największy i najbardziej niezwykły, jaki kiedykolwiek widziano. Mistrz Hans był wprawdzie sporo starszy od niej, ale nie to stanowiło przeszkodę. Znacznie gorsza była różnica stanu: ona była patrycjuszką, córką burmistrza, on - zdolnym, ale tylko - rzemieślnikiem. Panna z jej sfery mogła ostatecznie poślubić kupca, ale nie zegarmistrza! Wiedziała o tym i dlatego utrzymywała swoje kontakty z mistrzem Hansem w tajemnicy.
Jednak potajemne spotkania pięknej burmistrzanki i budowniczego zegara miały świadków i w końcu wieść o nich dotarła do burmistrza. Co za mezalians! Burmistrz był wstrząśnięty. Nie tak wyobrażał sobie przyszłość córki. Trzeba koniecznie przeciwdziałać rodzącemu się uczuciu. Ale jak? Zniechęcony zegarmistrz może porzucić robotę. A jeżeli młodzi uciekną? Kościół pozostanie bez zegara, a on bez córki. Gryzł się tą sprawą coraz bardziej i w końcu postanowił rozmówić się z mistrzem Hansem i wybadać jego intencje.
Udał się do kościoła Mariackiego. W północnym skrzydle wznosiła się ogromna skrzynia zegara z nałożonymi tarczami. Po bokach części kalendarzowej stały figury, przedstawiające cztery fazy ludzkiego życia. Na szczycie robotnicy zamocowali właśnie postacie Adama i Ewy, które miały wybijać godziny na dzwonach, zawieszonych na gałęziach rajskiego Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego. Mistrz był wewnątrz i sprawdzał połączenia mechanizmu. Burmistrz dostrzegł zegarmistrza, stojącego na drabinie, podszedł bliżej i zagadnął go. Ubodło go, że młodszy od niego i niżej stojący w hierarchii społecznej rzemieślnik mruknął w odpowiedzi coś niewyraźnego i dalej dokręcał jakąś śrubę nad głową. Chwycił więc drabinę i podniesionym głosem zarzucił mu niestosowne zamiary wobec jego córki. Rozwinęła się gwałtowna wymiana zdań. Rozwścieczony butą zegarmistrza burmistrz wyciągnął sztylet i wbił zuchwalcowi w plecy. Mistrz Hans krzyknął i spadł z drabiny w głąb olbrzymiej skrzyni. Spadając rozpaczliwie chwytał rękami różne części mechanizmu, które wyłamywały się z łożysk i z łoskotem zlatywały na dno skrzyni. Po chwili nastała cisza. Oszalały burmistrz chciał uciekać, ale wkrótce oprzytomniał i poddał się surowej sprawiedliwości. Skazano go na śmierć. Jego następcom nie udało się znaleźć nikogo, kto by potrafił naprawić zegar. Dzieło mistrza Hansa pozostało nieukończone.
Na przekór klątwie (która istniała zresztą tylko w legendzie) zegar znowu funkcjonuje od 1990 roku .
Na podstawie książki Andrzeja Januszajtisa "Legendy dawnego Gdańska".
Więcej legend - patrz tutaj